szwedzkiereminiscencje

Ksiazki Wazne w moim zyciu

In Ksiazki, Pamietnik on 19 czerwca 2011 at 19:38

Zaczne od nastepnego obrazu dziadzia, poniewaz dzisiaj sam suchy tekst:

 

 

 

 

Zgodnie z wyzwaniem lirael oraz trwajaca akcja GW postanowilam zrobic liste ksiazek, które byly dla mnie wazne. Tak na dzien dzisiejszy i zgodnie z obecnym nastrojem i stanem pamieci.

 

Na poczatku bylo slowo – mówione w postaci recytacji i spiewów w wykonaniu mojej Babci.

 

W wieku lat czterech zapoznalam sie z grubym, rozpadajacym sie tomem Bajek braci Grimm. Podarowala mi go i czytala ówczesna pomoc domowa, Teresa. Kochalam te bajki dlugo – zwlaszcza te o Wieloskórce (niech Bruno Bettelheim wymysla czemu).

 

Jak mialam piec lat uslyszalam fragment „Dzieci z Bullerbyn”. Reszte doczytalam jako lekture szkolna. Ale pamietam tylko ten najwczesniejszy rozdzial – zanim sama przeczytalam calosc Latami meczylo mnie, ze nie wiedzialam skad fragment pochodzil.

 

W wieku lat osmiu przeczytalam samodzielnie pierwsza ksiazke: „Nalle, wesoly niedzwiadek” Gösty Knutssona. Jak przyjechalam do Szwecji okazalo sie, ze to jakas ramota i nikt od dziesiecioleci juz go nie czyta.

 

Potem byla oczywiscie Ania – mam w domu wszystkie szesc tomów, które wtedy wyszly. Przyjazn na zycie.

 

Pózniej byl okres indianski i przygodowy. Wazny, bo rozszerzal horyzonty. Czytalam zarówno klasyków poprzedniej epoki (albo i dwóch do tylu) oraz pisarzy ówczesnego PRL. Tych pierwszych dostawalam na urodziny od mojej chrzestnej matki, pianistki i jej meza, sedziwego aktora Tearu Slowackiego. Bywalam potem przepytywana, wiec ich nie kochalam.

 

W miedzyczasie sluchalam „Co wieczór powiesc w wydaniu dziekowym”. Pamietam zwlaszcza „Blaski i nedze zycia kurtyzany” Balzaka oraz „Pieknego pana” Stendhala. Byla to magiczna furtka w swiat pieknych toalet, bizuterii, balów, polowan i innych uciech.

 

W piatej klasie przeczytalam, rzecz jasna ukradkiem, „Uklad” Elli Kazana. Zupelnie nie mialo dla mnie znaczenia o czym ta ksiazka traktowala – zafascynowaly mnie opisy cytrynowej skóry Gwen.

 

Nastepna przelomowa pozycja byla „Wspólczesna kuchnia domowa. Wydanie czwarte dopelnione” Aliny Gniewkowskiej z 1929. Czytalam podczas wizyt u Babci. Jedna rzecz to magiczne przepisy z niedostepnych wtedy surowców , a druga zatkniete w nie reklamy. Wchodzilam z bajkowy swiat Ludwika Spiessa i jego drozdzy winnych, Cukrowni i Zakladów Przemyslowo-Rolnych „Zagloba” i „Opole Lubelskie”, niezbednego artykulu spozywczego wzorowej kuchni „znanego ze swej dobroci octu”, Skladu Win i Towarów Kolonjalnych Braci Pakulskich.

 

Ostatnia klasa podstawówki: „Nastolatki nie lubia wierszy”. Antologia wszechczasów. Uksztatowala kanon moich preferencji poetyckich. Rewelacyjny layout Butenki.

 

Potem wazny byl chyba dopiero Heinrich Böll i „Bilard o wpól do dziesiatej”. W podstawówce czytalam, jak tylko moglam sobie zapewnic dostep litaratury, jedna ksiazke dziennie. W szkole sredniej mialam malo czasu na czytanie, poza lekturami. W Böllu tak sie zaczytalam, ze nie nauczylam sie higieny, z której rzecz jasna bylam nastepnego dnia pytana. Böll wskazal droge do uczciwego, moralnego podejscia  do siebie i historii swojego narodu.

 

Ksiazka mojego zycia jest zdecydowanie „Slawa i chwala”. Ta ksiazka to najlepsza historia Polski wspólczesnej – bo Jasienica nie zdazyl. Ilekroc czytam, tylekroc znajduje cos dla siebie. Pierwszy raz rok po zdobyciu (wlasnym) Mont Blanc. Czytam cyklicznie, zazwyczaj raz do roku, latem. Skarbnica wiedzy o Polsce miedzywojennej.

 

Nastepny w kolejce byl Singer. Wszystko. To bylo juz po pobycie w Stanach i zetknieciu sie z Zydami pochodzenia polskiego. Pierwszy walor to odzyskanie miast i miasteczek zaludnionych przez Zydów. Druga przenikliwosc obserwacji i znajomosc natury ludzkiej. Singer uwazal, ze czlowiek jest zly z natury. Stalo to w opozycji do mojego wychowania a w zgodzie z obserwcjami zyciowymi.

 

Z osobowosci odzyskanych w nowych czasach: Irena Krzywicka i „Wspomnienia gorszycielki”. Zdecydowanie lubie ja za odwage cywilna. Do tej ksiazki tez wracam.

 

Na pewno „Buddenbrookowie”. Wracam do nich jesienia. Niczym produkt typu „trzy w jednym” znajduje tam wiele. Jedno to powiesc jako taka – w odróznieniu od „Czarodziejskiej Góry” bezpretensjonalna i ciepla. Mniej tam Tomasza Manna, a wiecej jego przodków. Kocham opowiesci rodzinne. Lubie kulture niemiecka. Lubie odkrywac jak historia wplywa na losy pojedynczych ludzi i calych rodów. Jak wynosi jednych, a poniza innych (za to samo lubie Balzaka). Ciekawy jest motyw rywalizacji braci – dokladnie czuc obrzydzenie, jakie wzbudzal w Tomaszu jego brat Henryk. Losy kobiet i rola majatku w zyciu. Rola sztuki w zyciu (o czym pisze tez Iwaszkiewicz).

 

Vi vantrivs i det postmoderna” Zygmunta Baumana. To byla rewelacja, milosc od pierwszego spojrzenia i olsnienie. Dzieki niemu zapisalam sie na socjologie. Milosc trwa.

 

Z tych nowszych „Czastki elementarne” i „Kafka on the shore”.

 

Najnowsze zainteresowanie to biografie wybitnych kobiet, wymiecionych z ksiazek historii badz odplciowionych i pozbawionych osobowosci przez „troskliwych” hagiografów (jak Sklodowska). Moja ostatnia ulubienica to Elsa Kleen.

 

No i jeszcze mala ksiazeczka, otrzymana od mojego ukochanego Profesora. Wyciagam w potrzebie – choc czesciowo mam opanowana. Józef Maria Bochenski „Podrecznik madrosci tego swiata”. Mialam jeszcze dostac Talmud, ale Profesor nagle opuscil mnie bez pozegnania.

  1. Kolejny urokliwy obraz. Podobają mi się te ciepłe, pastelowe kolory. Uwiecznione miejsce też ma dużo wdzięku.
    Dziękuję za tak obszerne wyznania książkowe. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem.
    Z Anią Shirley u mnie było identycznie. I nadal jest. 🙂
    Skandynawskie książeczki dla dzieci zawsze cieszyły się u nas powodzeniem. Ja z kolei pamiętam serię książek o Magnusie, np. „Magnus i wiewiórka”. Podobały mi się.
    „Uklad” Elli Kazana przeczytałam na studiach. Cytrynowej skóry nie pamiętam! 😦 Mam sentyment do tej powieści, bo pomogła mi pewne rzeczy zrozumieć i dojść do siebie po pewnym uczuciowym trzęsieniu ziemi.
    U nas też były stareńkie książki kucharskie, które zawsze lubiłam przeglądać. Najbardziej ekscytowała mnie taka, w której były przykłady menu na różne przyjęcia z tak wyszukanymi potrawami, o jakich mi się w życiu nie śniło.
    Upominek od profesora Bocheńskiego na pewno jest dla Ciebie źródłem inspiracji. Zazdroszczę tak wspaniałej pamiątki.
    „Cząstki elementarne” poznałam w wersji filmowej i szczerze mówiąc nie byłam zachwycona. Pozostałe pozycje z Twojej listy mam nadzieję przeczytać w niedalekiej przyszłości.
    Jeszcze raz wielkie dzięki za liczne tropy literackie i zwierzenia!

  2. nastepny obraz na raz nastepny. – dziadziu dziekuje ci komplementa!

    houllebecqa nalezy czytac – i to glównie czastki. reszta byla zdecydowanie gorsza

    w mojej ksiazce kucharskiej tez sa olsniewajace zestawy na „kilka obiadów SKROMNYCH” oraz poradzy…jak czyscic grzebienie .-)

    madrosci mam od innego profesora – nie od bochenskiego. ale dla niego to byla busola i jak sie przekonalam, po raz kolejny, mial racje. wyciagam w chwilach trudnych

    a to zbieg okolicznosci, ze tez pamietasz uklad! widzialam jego ekranizacje, ale mialam w glowie zupelnie inny obraz i nic nie rozpoznalam

    az sie zdziwilam – czyzby bylo na mojej liscie cos czego jeszcze nie znasz?

  3. Nie ma Jasienicy, a jednak! Ale i tak wystarczająco dużo tytułów zdradza, że lubisz historyczne tło, faktograficzny podkład.
    Przy pierwszej lekturze uderzyły mnie dwie sprawy. To, że tak wiele miejsca oddałaś lekturom młodzieńczym – i jest coś na rzeczy: nawet jeśli później czytalibyśmy same arcydzieła, to one nie stemplują tak silnie. I tu, podobnie jak Ty i Ania, podkreślę mą duchową przynależność do Avonlea. Nie zliczę, ile razy czytałam. Tam jest wszystko, o czym marzy dziewczyna. Głowę daję, że gdybym sięgnęła po raz kolejny, nie ziewałabym.
    I to jest moje drugie spostrzeżenie: że lubisz powroty! „Sława i chwała” czytana kilkakrotnie – mocne! Mnie zdarza się wracać tylko, gdy zaistnieje jakiś bardzo konkretny impuls, konieczność. Tyle jeszcze nie znam…! Ale zauważyłam w swoim środowisku jeśli nie skłonność, to przynajmniej refleksję nad wartością powrotu do rzeczy dawniej przeczytanych, do klasyki zwłaszcza.
    Poza tym: wciąż nie znam wspomnień gorszycielki (nie pytaj, jak to możliwe, możliwe). I gdybym dała radę tego lata, to chciałabym ją poznać.

    Ano, i dziwi mnie Houellebecq. Rozszerzyłaś nim zakres upodobań. Trudna sprawa taki wykaz lektur. Dobrze, że to tylko Twoja ambicja a nie blogowy łańcuszek, bo strach się bać. 😉

    • jasieniece w calosci czytalam dopiero niedawno, wiec to juz nie ta dziewczeca swiezosc odbioru ,-) ale lubie pasjami, i owszem

      ania to ksiazka calej generacji – a pewnie i nie tylko mojej. dalabym medal redaktorowi (pani redaktor?), kt zadecydowal/a, zeby anie wznawiac. moze pomogla w uksztaltowaniu kobiet niebedacych koniecznie kobietonami? bo ania i ska mialy w glowie, a poza tym ladne sukienki i piekly pyszna ciasta. nie mówie, ze wszyscy musza umiec wszystko, ale po pierwsze dobrze umiec, a po drugie nie trzeba byc brzydota w worku, by byc madra. szwedki sie ania nie zaczytywaly i…poszly, niestety, w brzydote

      wcale sie nie gorsze, ze ktos gorszycielki (czy czego inszego) nie czytal byl jeszcze. kazdy ma indywidualne tempo rozwoju i inny plan lektur. ja bym w zyciu nie dotarla do iwaszkiewicza gdyby nie ówczesny narzeczony. mówilo sie: nie czytaj i, bo on czerwony. a andrzej zapytal: a czytalas juz cos? no i glupio mi sie zrobilo, ze nic nie czytalam, a tak sie madrze. a slawie wystepuje, wg.mnie, najpiekniejszy opis milosci w literaturze swiatowej. wieczór kiedy elzbietka spiewa verborgeheit dla józia to istny majstersztyk. sama nie moge sie zdecydowac czy jestem sztywna z rozkoszy czy tez mam miekkie kolana jak to czytam…

      natomiast czastki pomogly mi w zrozumieniu swiata. dwukrotnie podrózowalam w czasie (w swoim zyciu): raz lata temu bedac w stanach, a potem po pzreprowadzce do SE. w stanach udalo mi sie przezyc na wdechu, bo to byly tylko trzy miesiace. tutaj biedzilam sie latami nie mogac zrozumiec czemu ludzie inteligetni zachowuja sie tak glupio. no i michel mi wytlumaczyl.- w czastkach wlasnie’

      ambicji na blogowy lancuszek nie mam, poniewaz lancuszków z definicji nie znosze. one zazwyczaj groza: jak przerwiesz, to ci wyjdzie pypec na jezyku. blee!! na pohybel lancuszkom!

  4. Podobnie jak Lirael, nie jak Anka, która się jeszcze nie wypowiedziała. (Avatar źle odczytałam) Jak Lirael, jak Lirael, jak Lirael… i póki nie wiadomo nic na pewno, obstawiam, że Lirael jest rudowłosa. Jak Ania Shirley! Hurra!

  5. „dzieci z Bullerbyn” sa chyba przebojem kazdego czytelniczego dziecinstwa, to wrecz niesamowite, zastanawiam sie czy jest jakis polski odpowiednik rownie popularnej ksiazki dzieciecej. No zdopingowalas mnie do cząstek i zycia gorszycielki. Ciagle w planach, teraz juz blizszych 😉

    • prawda jak te dzieci rózily sie od obowiazujacych sierotek marys, plastusiów i krasnali halabalów? zadnych moralów, zadnych obludnych zdrobnien, zadnego terroru omnipotentnych doroslych. teraz dzieci moze maja wiekszy wybór lektur, ale „dzieci” chyba nadal sa czytane

      jak przeczytasz czastki i krzywicka to, mam nadzieje, podzielisz sie wrazeniami? 🙂

  6. Wielu rzeczy, których wymieniasz nie czytałam. Obiły mi się tylko o uszy.
    Od momentu przeczytania „Ani z Zielonego Wzgórza” zawsze marzyłam o rudych włosach, ale ich nie posiadam. Tym bardziej rudych oczu. 😀

  7. Czy lubią? Trzeba by z nimi pokonferować w wigilijny wieczór. 🙂 Na pewno wchodzą mi na głowę. Nela nawet w sensie dosłownym. 🙂

  8. Nela w ramach subtelnego zwracania na siebie uwagi potrafi położyć się mi lub mężowi na głowę. Ma drobną przewagę nad Twoim ulubieńcem. Stan aktualny to ok. 12 kilo. 🙂

  9. Wygląda na to, że Nela waży tyle, co liczne szynszyle. 😀 A konkretnie stadko 24 okazów. 🙂 Liczne głaski dla Maksika!

Dodaj komentarz