szwedzkiereminiscencje

Archive for Styczeń 2024|Monthly archive page

Z prawa i lewa

In African writers, Feminizm, Ksiazki, Szwecja, uchodzcy on 17 stycznia 2024 at 12:55

Katrine Marcal, „Vem lagade Adam Smiths middag?” En berättelse om kvinnor och ekonomi, 2020 (Kto gotowal obiad dla Adama Smitha? Opowiesc o kobietach i ekonomii); Johan E. Eklund, Johan P. Larsson, „Det nya utanförskapet”. Självförsörjningens utveckling och välfärdens framtid, 2023 (Nowe wykluczenie. Rozwój zarabiania na siebie a przyszlosc dobrobytu); Dennis Johnson, „Änglar” (Anioly/Angels, 1983)

Chyba zaczne od „Aniolów”, poniewaz pól dnia spedzilam na sluchaniu wystapien sejmowych. W tle pobyt w wiezieniu dwóch (charakteru bynajmniej nieanielskiego) poslów, zatem opis pobytu Billa Houstona w miejscu odosobnienia kusi do szukania analogii (badz ich braku). Bill, w odróznieniu od polityków, uwaza, ze na wiezienie zasluzyl, choc chetnie cofnalby czas, zeby nie doszlo do tragedii, która go tam zawiodla. Billa czeka rychla kara smierci, ale poddaje sie nieuchronnej logice maszyny prawnej (czy sprawiedliwej, to czytelnik sam oceni). Bloki, w których kolejno przebywa w wiezieniu stanowym w Phoenix, nie naleza do nowoczesnych ani tym bardziej wygodnych. Bill nie mial zbyt dobrych rokowan juz na starcie; z ojczymem morderca. Ale sluzyl w marynarce i przez jakis czas mial nadzieje, ze uda mu sie wytrwac przy lepszym zyciu. Szczególnie, kiedy spotkal Jamie i jej male dwie córeczki – miedzy uciekajaca mezatka a marynarzem nawiazala sie nic porozumienia. Niestety, los nie byl dla zadnego z nich laskawy. Jamie zostala podstepnie zwabiona, otumaniona narkotykiem i zgwalcona, a w konsekwencji przyjeta na oddzial psychiatryczny, co uniemozliwilo jej kontakty z Billem, juz o wystapieniach parlamentarnych czy prasowych nie wspominajac. Nawet gdyby nie przebywala w szpitalu, slabo wyksztalcona uciekinierka od niewiernego meza, Jamie, nigdy by nie zostala zaproszona do prezydenta USA i nawet by na taki pomysl nie wpadla. A zycie kazdej istoty ludzkiej ma ponoc taka sama wartosc… Z czego sam sie nasuwa wniosek, iz obdarzam sympatia hugowskich „nedzników” w osobach Jamie i Billa, a nie politycznych nedzników osadzonych niedawno w polskich urzedach penitencjarnych. Johnson pisze niezwykle ladna proza literacka, choc wymaga koncentracji. Czytalam niedawno, ze podobno uczniowie maja teraz problem z odbiorem fikcji, poniewaz nie potrafia sie wczuc w sytuacje drugiej osoby (nie wspomniawszy o opisach przyrody). Nie dla nich Denis Johnson, ale dla milosników dobrej literatury na pewno. Chetnie do niego powróce.

Natomiast Katrine i dwóch Johanów sa jak pies z kotem – to ksiazki raczej publicystyczne. Katrine pisze lewicowo i feministycznie (poza tym o niebo lepiej!), zas Johany prawicowo i z pozycji bialego mezczyzny w srednim wieku (który z tego tytulu dobrze pisac wcale nie musi). Wspomne jeszcze skad to moje zainteresowanie pania Kielos-Marcal. Jak zwykle, z przypadku, poniewaz przy okazji tygodnia noblowskiego zapisalam na debate on-line o wspólczesnych migracjach. Dyskutowali wczesniejsi laureaci, w tym mój ulubiony Zanzibarczyk, Abdulrazak Gurnach. Od lat ogladam filmiki biograficzne noblistów jak równiez coroczna telewizyjna debate pt. „Geniusze dywaguja”. Kocham ludzi nieszablonowych, o szerokich zainteresowaniach, a takimi wlasnie okazuje sie w wiekszosc laureatów nagody Nobla. Na „mojej” debacie pojawila sie, jako reprezentantka szwedzkich gospodarzy pani K-M w przepieknej czerwonej i wydekoltowanej sukni. Cos mnie tknelo jak powiedziala, ze ma alergie na powiedzenie „czy jestes aby PELNA Szwedka?”. No i bingo, Internet zdradzil, iz rodzice Katrine Kielos przywedrowali z… Polski! Bo zadna mi znana (a zapewne i nieznana) Szwedka nie wystapilaby w zjawiskowej, choc na zasadzie prostej elegancji, kreacji. Atrakcyjna mloda kobieta, z nienagannych angielskim i mówiaca do rzeczy – jak to sie stalo, ze ja przeoczylam? Sama nie wiem, szczególnie, ze publikuje ona takze w „Dagens Nyheter”, do których zagladam. Zeby bylo pikantniej, DN ma charakter raczej zachowawczy, podczas gdy Katrine deklaruje sie jako osoba lewicowo-postepowa, w linii „Aftonbladet”. Katrine ze swada demaskuje meskie mity o ekonomii – przy okazji demontrujac spore oczytanie. Jej ksiazka koresponduje z wynikami prac ostatniej noblistki w dziedzinie ekonomii (w zasadzie nagrody Banku Szwecji) o zacieraniu sladów pracy kobiet. Jak równiez z moimi obserwacjami o urynkowieniu wszystkiego i kalkowaniu jezyka ekonomii do wszystkich dziedzin (HR, a nie czlowiek etc.). Podobno ksiazke przetlumaczono na dwadziescia jezyków, czyli nie tylko ja odnalazlam w niej, ku ukontentowaniu, wlasne przemyslenia.

Czego nie da sie powiedziec o pomyslach Johana E z Johanem L. Niestety, ich tok myslenia przypomina uproszczenie rzeczywistosci stosowane przez Donalda Trumpa (o niemieckich korzeniach i dwóch zonach urodzonych poza terenem USA) czy tez kregi zwiazane z niemiecka AfD albo polskie wzmozenie antyimigranckie. Niby akademiccy ekonomisci, ale jakby slabo zniuansowani. Ksiazka swiezo wydana i wiele sobie po niej obiecywalam, lecz niestety, teza stala sie jasna zaraz od pierwszych stron: imigranci sa zagrozeniem dla tzw. szwedzkiego modelu. Dla niewtajemniczonych powiem, ze po drugiej wojnie swiatowej, kiedy to ich ukochani Niemcy skapitulowali, Szwedzi odcieli sie gruba kreska i postanowili zostac najlepszymi demokratami na swiecie. Lepszymi niz Amerykanie, bo nowoczesniejszymi. Europa widzi w Szwecji ucielesnienie prawdziwej socjaldemokracji, choc sami Szwedzi widza sie po prostu jako najlepsi ludzie na swiecie. Reszta swiata znajduje sie, jak to sie kiedys mawialo, sta lat za… Nie przecze, iz wiele spraw zostalo sprawnie rozwiazanych, choc nawet na moich podyplomowych studiach pedagogicznych uczylismy sie o pulapce samozachytu narodu szwedzkiego, uniemozliwiajacego obiektywne spojrzenie na siebie. Poniewaz teraz kryzys goni pandemie, a rozwarstwienie spoleczne nigdy nie osiagnelo podobnych rozmiarów, to potrzebny stal sie koziol ofiarny w postaci imigrantów. Johanowie prezentuja wiec wykres za tabelka, tabelke za wykresem. Niby mowa o imigrantach pozazachodnioeuropejskich (taka nowa kategorie panowie byli wprowadzili), ale gdzies tam zawsze znajdzie sie rzadek dla Balkanców. Bosniacy dostali laurke, ale ta reszta! Ta reszta, prosze Pani, a przede wszytskim, prosze Pana, ta reszta wyklada i unicestwia wlasnie szwedzki model as we speak. Wyzlosliwiam sie byc moze odrobine, ale panowie JEE z JPL sprowokowali mnie stwierdzenim, iz w tym pieknym kraju nie wystepuje zjawisko zwane etniczna dyskryminacja (o wystepowaniu której takze uczylam sie ostatnio). Stosujac jeden z mechanizmów obronnych, a mianowicie racjonalizacje, widza swoich krajan jako wspaniale wyksztalconych ludzi en masse, natomiast aspirantów do szwedzkosci jako nieposiadajacych odpowiednich „faktiska kunskaper och färdigheter” czyli rzeczywistej wiedzy oraz umiejetnosci. O czym sie dotkliwie przekonuja Francuzi czy Niemcy, w praktyce zmuszani do powtarzania swoich akademickich studiów. Nie musze dodawac, ze moje doswiadczenia zupelnie nie potwierdzaja tej tezy. Szwecja sprytnie przyjela sporo uchodzców, liczac po cichu na zatrudnienie ich w gorzej platnych i mniej popularnych zawodach – o czym sie glosno nie mówi. Tymczasem starsi imigranci nie sa w stanie nauczyc sie jezyka na fatalnych kursach, zas drugie pokolenie marzy tylko o „snabba cash” czyli o szybkich pieniadzach. Problem narasta i absolutnie istnieje, jednak nie w taki sposób, w jaki prawicowi autorzy protekcjonalnie go interpretuja. Rozwiazania równiez nie proponuja, choc czuje przez skóre, ze blisko im wysylania imigrantów na Madagaskar.

Strasznie glupia ksiazka

In Ksiazki, Szwecja on 4 stycznia 2024 at 00:46

Gruppen, Sigge Eklund, 2023

Ostatnio w polskiej prasie Szwecja i Skandynawia szalenie modna. Podobno Szwedzi wymyslili spanie pod dwiema, osobnymi koldrami – i to w jednym lózku! Wiec jakby ktos wpadl na szatanski pomysl przetlumaczenia „Grupy” na jezyk Kochanowskiego i Reya, to apeluje, zeby swoje ciezko zarobione grosze przeznaczyc na cos zgola bardziej zboznego, na przyklad Wielka Orkiestre Swiatecznej Pomocy.

W drodze do Alikante grupa miala maly postój w Barcelonie (zdjecie nie ma z nimi NIC wspólnego)

Jak mi to kiedys tlumaczyl szwedzki (drobny) przedsiebiorca, kazdy naród posiada oddzielne niebo. I tak, szwedzkie niebo lezy w Stanach, a polskie w Szwecji. Przedsionek zas do szwedzkiego raju to Hiszpania, dokad lubia sie wyprawiac emeryci, zaopatrzeni w tubke z falszywym – za to prawdziwie szwedzkim – kawiorem. W „Grupie”, Hiszpania stala sie siedziba zbereznego posrednika-lobbysty oraz jego niedookreslonego syna o wygladzie Tadzia ze „Smierci w Wenecji” (dla niepoznaki nazwanego tu Samuelem). W Samuelu kocha sie Tom, a w Tomie czasami modelka Leah (kiedy nie kocha sie w lysym, niskim, starszawym i zonatym dyplomacie). Eklund, skad inad polowa popularnego podcastu, prowadzonego z urodzonym w celebryctwie kulturalnym Alexem Schulmanem, dokonuje wolty i karkolomnie wciela sie w mloda, raczej nierozgarnieta panienke. Albo: calkiem, calkiem rozwinieta – tylko… inaczej. Panience dali na chrzcie bezpretensjonalne imie Hanna (a moze Vera?). W kazdym razie my spotykamy Hanne, kiedy odbywa niskoplatny staz w zamuszonym (nie, nie tyle zakurzonym, co pelnym much) archiwum muzeum Prado. Po pracy, w swoim ubozuchnym pokoiku wzdycha do zaoczonego wczesniej Samuela-Tadzia, który potrafi przezywac intensywnie flamenco, w odróznieniu od urodzonych Hiszpanów, a w rezonansie z ognistymi odczuciami kobiecego alter ego Sigge Eklunda. I jak to w bajkach dla kucharek bywa, szczescie jej sie ziszcza i staje sie wypragniona doczepka do tytulowej grupy. No i jak to w bajdach bywa, droga wiedzie przez lzy – a czy do wymarzonego szczescia, to czytelnik odkryje sam. Mile zlego poczatki i nasza Vera-Sigge-Hanna podziwia grupe w sposób balbochwalczy. Tak do konca nie wiadomo, za co – Eklund uzywa caly czas przymiotnika „piekny”, nie pozwalajac czytelnikowi na jakikolwiek trud intelektualny i wyrobienie wlasnej opinii. Tom pisze ksiazke (a wiec moze to on powiniem byc alter ego autora?) i otrzymujemy tu nastepna wskazówke, iz Eklundowi blisko do ducha grupy, i ze to on w zasadzie chcialby byc podziwiany (jako piekny?). Na skrzydelku ksiazki opiera swoja wybarberowana glowe i dosc tepo wypatruje czegos ponizej pepka osoby ogladajacej. Zdjecie jest równie pretensjonalne jak cala ksiazka. Bohaterka miala byc Hanna, ale przytlocza ja naiwny etourage: markowe ubrania, kabriolet i narkotyki Juz nie wspomne o utalentowanym panu Ripleyu, którego historia przeziera niedyskretnie spoza hiszpanskiej koronki scenerii.

Hanna (ani grupa) nie wykazywala zainteresowania Gaudim (czym mi podpadli)

Na pewno bym nie przeczytala, gdyby nie polecenie w prasie. Wymordowana dotarlam do mety, ale dalibóg, w przyszlosci juz taka latwowierna nie bede. I tyle.