Alice Munro / Kärlek, vänskap, hat (Kocha, lubi, szanuje…) / 2010
Dobrze, ze pozostaje w bliskich kontaktach z kotem, to bede miala kogo – wybacz, Kocinku! – odwrócic do góry nogami. Bo Alice Munro po raz pierwszy oczarowala mnie kompletnie. I nie, nie bede odszczekiwac, bo jeszcze wystrasze (zszokowanego juz odwracaniewm do góry nogami) kota.
Nota bene ostatnie opowiadanie ze zbioru czytalam w oryginale juz wczesniej on-line i bardzo mi sie wtedy spodobalo. Podobno takze sfilmatyzowane – ale filmu nie znam. Rzadko mi sie zdarza, ze lubie opowiadania – i to na dodatek wszystkie zamieszczone w zbiorku. Musialam znalezc sie na tej samej czestostliwosci co Alicja, poniewaz tym razem otworzyla przede mna drzwi do istnej Krainy Czarów. Pozwolilam sobie na slow reading i smakowanie tekstu, czego ta proza sie wyraznie domaga. Jezeli zaczyna sie lektura z glowa w chmurach albo pelna strapien czy mysli o obiedzie, to sie duzo traci. Munro pisze dla czytelnika uwaznego i dokladnego, który doceni detale i kompozycje. Bo misternie splata rózne watki, przemieszcza sie w czasie, zaprasza rozmaite osoby i czesto nie konczy, jakby tylko slabo zarysowanych, watków. Troche to jakby komponowala obraz, gdzie wiele palm barwnych o róznych intensywnosciach ma sie zlozyc w calosciowe wrazenie. Czesto o czyms tylko napomyka i ten woal tajemnicy stanowi dla mnie najwiekszy urok opowiadan. Bo nic tak nie dobija przyjemnosci czytania jak postawienie kropki nad „i” czyliwyeliminowanie przestrzeni dla wyobrazni. Nie do konca wiem jak AM to zrobila, ale udalo jej sie wywabic moje wlasne doswiadczenia i mysli. To bardzo niebezpieczny proceder: opisywanie czyichs mysli. Doznalam sprzecznych uczuc: z jednej strony mile lechce swiadomosc, ze ktos inny mysli podbnie jak ty, ale z odwrotnej strony patrzac czujesz sie zlapana na goracym uczynku (mysli nie do konca uczesanych).
A przede wszytskim spodobala mi sie tolerancja – bohaterkami sa kobiety (i mezczyzni), którym zdarzaja sie chwile slabosci i których strategie przezycia sa czyms naturalnym; czescia integralna ich zycia. Bohaterowie nie wypieraja sie ich, tylko przechowuja troskliwie w pamieci, owiniete rózowa wata czulosci. Przez te drobne slabostki, przez dazenie do szczescia, przez ped do korzystania z zycia latwo sie z obrazowanymi postaciami identyfikowac. W centrum uwagi znajduja sie relacje ludzkie – te rodzinne i te pozadomowe: przyjaznie szkolne, kontakty z sasiadami, przygodnymi znajomymi, personelem domu opieki. Nigdy do konca nie wiadomo kogo los postawi na naszej drodze i które spotkanie okaze sie dla nas decydujace. Munro nienachalnie podkresla, ze zdani sami na siebie wiedniemy i degenerujemy sie – i ze wlasnie wchodzenie w interakcje z innymi potrafi z nas wywabic to, co w nas najlepsze.
Ksiazke wypozyczylam dzieki rewelacyjnej okladce niezawodnej Lotty Külhorn – okladce, która przypomniala mi ogladane na wakacjach w dziecinstwie czarno-biale filmy amerykanskie z lat piecdziesiatych. Okladka poteguje wrazenie tajemnicy i daje przedsmak czegos zabronionego, acz pieknego i wartego przezycia. Wielka zaleta Munro jest – w odróznieniu od amerykanskich filmów wspólczesnych – serwowanie zycia takiego, jakie dla wiekszosci ludzi bywa. Pelnego rozczarowan i kompromisów, niespelniajacego marzen mlodosci, choc czasami zaskakujacego pozytywnie. Wystepujacy w opowiadaniach ludzie sa tacy jak aktorzy lat piecdziesiatych niektórzy: mezczyzni z brzuchem, a co poniektórzy lysi. Kobiety czasami z nadwaga, a czasami starsze. Bez operacji plastycznych i kreacji designera – choc Alice duzo wie o ubraniach i czasami daje sobie w tym temacie pofolgowac. Najwazniejsze jest, ze nie moralizuje. Pozwala stworzonym (podpatrzonym?) postaciom dokonywac indywidualnych wyborów, nie bedacych przedmiotem oceny autorki. Dlatego postaci sie zdzaja sie realistyczne, niczym dalecy krewni (dalecy, bo jak pisalam wczesniej Alice czesto celowo cos przemilcza albo „rozmazuje palcem”). W Milosci dominuje doswiadczenie zyciowe starszej pani, pogodznej z regulami ziemskiej egzystencji.
Ladne!
(Zeby bylo smieszniej AM zrobila product placement ksiazce wspominanej przez mnie niedawno Nancy Mitford. Do tekstów opowiadan wpowadza tez pisarzy i artystów, których lubie – czyli okazalo sie, po paru ksiazkach, ze jednak mamy wiele wspólnego. Lepiej pózno…)