szwedzkiereminiscencje

Dzien z zycia wrazliwego mezczyzny – „Samotmosc” Isherwood’a

In Ksiazki on 15 kwietnia 2010 at 16:30

 

Christopher William Bradshaw Isherwood En enda man / A single man /Samotnosc, 1964

Powiem od razu: to moje nastepne odkrycie – a ostatnie zdarzylo sie rok temu i nazywalo sie “Revolutionary road”. Znajomosc z panem Isherwood’em zawdzieczam nieocenionemu AMCS w “La’a orchestra saves the world”. Wystepowal tam w parze z panem Audenem (zdjecie powyzej), lecz jak sie okazalo, zdarzaly im sie takze pojedyncze wystepy, do których to należy ww. powiesc. Pisze „ww. powiesc”, bo nie mogę się przemóc, żeby uzyc tytulu polskiego tlumaczenia. Każdy, kto zna angielski widzi, ze przetlumaczenie na polski jest mission impossible, glównie ze względu na wieloznacznosc slowa „single”. Po angielsku tytul jest genialny, zas po polsku…depresyjny. Sama pewnie bym się raczej zdecydowala na „Dzien z zycia mezczyzny”, bo tak to widze.

Będę zupelnie nieobiektywna, ponieważ mnie ta pozycja zachwycila i wprawila w dyskretna euforie – jest bowiem po brytyjsku stonowana, pisana cietym jezykiem i ze tak się pretensjonalnie wyraze, elitystyczna czyli nie dla kazdego. Przeczytalam na necie pare recezji zarówno ksiazki jak i filmu i nadal nie otrzasnelam się z szoku: czyzbysmy mówili o tej samej ksiazce (film podobno ma troche zmieniona tresc)? W recenzjach glówny bohater to nieszczesnik i nieudacznik – albo wrecz przeciwnie, smiala ikona homoseksualizmu. Jak dla mnie po prostu inteligentny i wrazliwy czlowiek – a nie mam w zwyczaju pytac ludzi w jaki sposób znajduja ujscie dla swojej seksualnosci. Robienie z George’a gay-ikony to zupelnie nieporozumienie – w koncu nie każdy gay to profesor uniwersytetu? You wish, buddy!

Tytulem obowiazku musze nakreslic akcje powiesci. Z ta akcja na pierwszy rzut oka dosc cienko, ponieważ co może spotkac jednego mezczyzne w ciagu zalewdie jednego dnia? O ile, rzecz jasna, Mars nie zaatakowal ani nie napadli nas kosmici. Cale szczescie Isherwood to uczciwy pisarz starej daty, który od pomyslów typu phantasy albo science fiction trzyma się z daleka. Natomiast narracja koncentruje nie tyle na action, co na myslach i przezyciach glównego bohatera. George budzi się, snuje chwile po domu; snuje refleksje na temat sasiadów. Jedzie na uniwersytet, gdzie jest wykladowca literatury. Dzieli się kasliwymi refleksjami na temat swoich kolegów i odbywa jedyny wyklad na temat Huxley’a. Obserwuje zycie na campusie, jedzie z wizyta do chorej znajomej, na zakupy, a pózniej decyduje się wpasc do starej przyjaciólki, z która się spija. Konczy zakrapiany wieczór w barze, gdzie spotyka jednego ze swoich studentów. W pijanym widzie biegna najpierw się wykapac w morzu, a potem do pobliskiego domu George’a. Na koniec ksiazki nastepuje grand finale – żeby nikomu nie psuc przyjemnosci nie mogę przeciez napisac JAK się to wszystko konczy. W tle pojawia się również zmarly niedawno, wieloletni partner Jim, którego nieobecnosc George bolesnie odczuwa.

 To jest powiesc, która nazwalabym intymna. Sadze, ze w rezultacie albo czytelnik wczuwa się w glównego bohatera, albo może spokojnie ksiazke odlozyc i zajac się czyms innym. Isherwood szczodrze dzieli się z nami swoimi przemysleniami na niemal każdy temat. To jest pamietnik czlowieka myslacego i nieprzechodzacego obojetnie, a równoczesnie smakosza zycia. Pozwole sobie prztoczyc cytat z bardzo, moim zdaniem, celna obserwacja:

 O  ile przyjmowanie pokarmów jest sakramentem, to stolówke wydzialowa można by porównac z najzimniejszym i najbardziej surowym wariantem sali zgromadzen skrajnego odlamu purytan.

 Czytanie tego typu wyrafinowanych zlosliwosci jest dla mnie równie przyjemne jak chrupanie szwajcarskiej czekolady. Kto z nas nie odczuwal dyskomfortu na skutek spozywania posilków w sterylnych i brzydkich stolówkach uczelnianych (czy innych)?

 Jak dla mnie to niebywale, ze podobnie jak „Revolutionary road”, powiesc ta powstala dawno temu (1964). Isherwood wybiega swoimi obserwacjami daleko naprzód i jego komentarze zdaja się aktualne tu i teraz – znowu cytat z obserwacji dokonanej w stolówce:

 Mój Boze, jaka smutna jest obserwacja niektórych z tych –a zwlaszcza mlodych – twarzy z chmurnym, spuszczonym wzrokiem. Dlaczego są tacy rozczarowani zyciem? Zgadza się, ze maja może za niska pensje. Zgadza się, ze nie maja najlepszych perspektyw na przyszlosc, a przynajmniej na rynku pracy. Zgadza się, ze nie nie mogą się rozkoszowac luksusowym zyciem wraz z dyrektorami wielkich korporacji. Lecz czy nic dobrego nie wynika z przebywania ze studentami, którzy jeszcze są zywi w trzech czwartych? Czy nie daje radosci bycie uzytecznym, zamiast wciskania innym bezuzytecznych przedmiotów konsumpcji? Czy nie daje radosci przynaleznosc do jednego z niewielu zawodów w tym kraju, który jeszcze nie stal się doglebnie nieuczciwy? Najwyrazniej ci chmurni ludzie tak nie uwazaja. Chcieliby się stad wydostac, jakby tylko zebrali się na odwage. … Po co komu wiedza, na której nie można zarobic pieniedzy? I ci chmurni ludzie niemal się zgadzaja z ta opinia i wstydza się, iż nie są sprytni i falszywi.”

 Czy nie oddaje to dramatu wspólczesnej akademii? Osobiscie nie znam bardziej sfrustrowanej kategorii zawodowej jak nauczyciele, którzy wiecznie wzdychaja do mozliwosci w przemysle – czy innych „branzach nieograniczonych mozliwosci”. Pokazuje tez wyraznie pauperyzaje pracownika naukowego, który uprawia wiedze dla wiedzy, co bywa krytykowane przez kolegów mniej zdolnych, lecz lepiej ustawionych w zyciu. Przyznam się, ze sama mialam niedawno podobna refleksje dotyczaca…bylej minister Kalaty. Starsi panowie dziennikarze okropnie się cieszyli z fizycznej metamorfozy tej kobiety, podczas gdy ja zwrócilam uwage na sciezke jej niebywalej i niezrozumialej kariery. Wyksztalcenie zdobyla dosc pózno w zyciu, kiedy już miala rowinieta w pelni polityczna kariere. Dzieki przynaleznosci partyjnej najpierw do SLD, a potem Samoobrony zostala ministrem. Ale najwiekszy podziw budzi podobno jej wystep w filmie Bollywood! No i po co tu się ksztalcic? I jakzesz nie mieć chmurnej twarzy w akademickiej stolówce, kiedy pani K zajada indyjskie frykasy?

 Chetnie bym jeszczez wpisala pare stosownych cytatów, ale chce tez cos zostawic do samodzielnego odkrycia uwaznemu czytelnikowi. Isherwood ze swoim „A single man” to rewelacja i bomba, a kto nie wierzy, ten traba!

  1. Hm, wydaje mi się, że głównego bohatera odebrałam podobnie jak Ty. Zgadzam się, że jest wyjątkowo inteligentny i wrażliwy. Piszesz, że niektórzy widzą w nim nieszczęśnika i nieudacznika. Nie dostrzegłam tego, mimo smutku i żałoby.
    A co do tytułu, to optowałabym jednak za „Mężczyzna samotny”, właśnie w tej kolejności wyrazów, trochę zasugerowałam się tytułem filmu „Kobieta samotna”.
    Pozdrowienia;)

    • anka/o, dziekuje za komentarz! mnie chodzi wlasnie o slowo „samotny” czy „samotnosc”, kt nie ma w PL dobrej konotacji. dla mnie george to czlowiek spelniony. natomiast jak czyjas ciotka zapyta: czy masz meza czy tez jestes SAMOTNA, to oznacza, ze bycie singlem (jek george) to stygma. z moich obserwacji zyciowych wynika, ze mozna byc samotnym z towarzystwie wielu osób i czuc sie dobrze samemu ze soba. dla mnie samotnosc to taki rozpaczliwy stan ducha. george j nadal zanurzony w zyciu, ma prace, przyjaciól, sasiadów. dla mnie samotna, w pelni tego slowa znaczenia, j moja niepelnosprawna sasiadka, kt pól dnia siedzi w kuchni wpatrujac sie w lusterko. george j co prawda sam, ale to slowo go nie definiuje- d’apres moi

  2. Upierałabym się przy tytule z jakąś wersją samotności głównie z szacunku dla autora;) Nie lubię po prostu nadużyć translatorskich. Ale – nomen omen – krakowskim targiem;) mogę przystać na tytuł ‚Dzień z życia mężczyzny’;)
    Jasne, że George jest spełniony, a ‚single’ to coś innego niż ‚lonely’. Ale może w latach 60-tych ‚single’ było taką stygmą?

    • ciekawe pytanie z tym single jako stygma! jak na razie nie wiem kogo spytac, ale jak wymysle, to ci dam znac (jakbym sie czegos ciekawego dowiedziala). amerykanin ted solondz zrobil fajny film „happiness”, w kt nasmiewal sie z wyobrazenia „i’ve got it all” w wypadku kobiety, kt miala co prawda meza i dzieci, ale poza tym byla po pierwsze kopnieta, a po drugie nieszczesliwa. tam byly trzy siostry, w tym jedna singel. ale to film dosc nowy – musze pomyslec nad referencjami do lat 60-tych. zdaje sie ich poczatek byl dosc zatechly

  3. ‚Happiness’ znam tylko ze zwiastunów i bardzo podobała mi się zadbana kobieta, która do jakiejś młódki mówiła, że rozwód to najlepsza rzecz jaka jej się przytrafiła.
    Co do stygmy – zakładam, że polskie społ. nie różniło się zbyt mocno od amerykańskiego i z tego, co wiem staropanieństwo i kawalerstwo było postrzegane jako pewne odchylenie od normy. Zresztą do dzisiaj słyszy się: nie ułożył/a sobie życia czyli jest w stanie wolnym;)
    Właśnie się doczytałam, że wkrótce ukaże się nowe wydanie Single Man w Polsce, tym razem pod tytułem „Samotny mężczyzna”. Na okładce dopisano: Zmysłowa opowieść o miłości. Taaaa;)
    http://czytelnia.onet.pl/0,45423,0,0,0,samotny_mezczyzna,nowosci.html

    • a no wlasnie – ta rozwiedziona to tzrecia siostra. wystepuje jeszcze (o ile dobrze pamietam) philip seymour hoffman jako oblesny sasiad. widzialam happines pare razy w TV i to j film, kt mozna pare razy ogladac i odkrywac coraz to nowe rzeczy. w isherwood’zie TROCHE poprawili tytul – nie im bedzie, ze samotny mezczyzna. z ta miloscia to rzeczywiscie przesadzili! albo milosc sprzedaje sie i to dlatego, albo opieraja sie na filmie homo forda, kt zdaje sie watek gayowski (i pewnie i milosci) rozwinal poza ksiazke. czekam na ten film i kreacje colina f

  4. Ja też widziałam książkę w zapowiedziach, po Waszych recenzjach na pewno się skuszę. „En enda man” bardzo podoba mi się wizualnie i brzmieniowo. Rzeczywiście wersja polska jest zbyt silnie nasączona emocjami.
    P.S.
    Moja motywacja do nauki szwedzkiego wzrasta z każdym Twoim postem!

    • na pewno nauczylabys sie szwedzkiego dosc szybko – skoro znasz angielski. ja teraz rozpoznaje (przez szwedzki) w angielskim i niemieckim slowa ze wspólnego rdzenia jezykowego. nawet dzis, czytajac po ang wypowiedz osiatynskiego. uzywa slowa „meagre”, kt j odpiednikiem szwedzkiego „mager” czyli chudy (albo slaby, rachityczny, niewielki). gramatyka j znikoma – problemem j glównie wymowa, bo to niestety jezyk tonalny. ale pare slówek juz teraz znasz! enda to wlasciwie: jedyny, ale moze tez znaczyc: pojedynczy (czyli: jeden)

Dodaj komentarz