szwedzkiereminiscencje

Wyspiarski swiat malych szczesc – Jacobsen

In Ksiazki, Przywracanie pamieci on 6 kwietnia 2017 at 17:30

Roy Jacobssen, ”De osynliga”, 2016

de-osynliga

Dlaczego tak trudno pisac o dobrych ksiazkach? Nawet kartkujac literacki gniot, cisna mi sie zlosliwosci same pod pióro. A jak czytam ”Niewidocznych”, to jakby nie wiem, czemu mi sie tak bardzo ta powiesc spodobala? Ze literacka – zgoda. Ba, nawet poetycka. Estetycznie niby oszczedna, jak na norweska wyspe przystalo. Ludzie sa wlasciwie tacy sobie: ni beau ni laid lub ni chaud ni froid, jakby to powiedzial Francuz. Okladka szaro-buro-skandynawska-oszczedna (zdecydowanie froid w wyrazie). Krzeslo na niej niczym to Polanskiego z placu Zgody czyli obecnego Bohaterów Getta w moim rodzinnym Krakowie. Duze krzeslo, mala dziewczyneczka. Zapewne glówna bohaterka, Ingrid, która zamieszkiwala podobna wyspe miedzy rokiem 1913 a 1928. Pomyslec, cale sto lat temu – jak ten czas leci…

Mysle, ze za sukcesem ksiazki Jacobsena lezy tesknota, a wlasciwie to nawet dwie. Pierwsza tesknota za rajem utraconym czyli wspólnota w tempie slow. Takie slow life, niewyobrazalnie biedne, pelne pracy fizycznej i walki o przetrwanie – ale za to godne i na wlasnych warunkach. Wlasna wyspa, wlasne ziemniaki, barany i krowy. Wlasna rodzina – na dobre i na zle. Nie musi sie nikogo o nic prosic, a jak juz trzeba sie ukladac, to przysluguje prawo renegocjacji w dowolnym momencie. Bo zycie zdaje sie wybitnie nieprzewidywalne; nie tylko sily natury pelne sztormów i wichrów. Zapewne w swoim charakterze takie samo jak obecne, tylko ze nam wzrosla potrzeba kontroli oraz kompulsywnego ulepszania. Jesli na wyspie rodzi sie ktos z niepelna liczba chromosomów, to ma pelne prawo do dobrego zycia. Podobnie, jesli rodzi sie ktos bez przyslugujacego mu ojca (narodziny przyjmowane równie naturalnie jak smierc). A jak ktos popada w smutek, to warto odczekac az wróci z wewnetrznej podrózy sentymentalnej. Jezeli skads pojawia sie obce dzieci, to jedyna sluszna rzecza jest zaoferowac im dach nad glowa. Nota bene niewykluczone, iz matka owych dzieci byla nieprzyslowiowa matka-Polka. W kazdym razie posiadala polski serwis porcelanowy i mówila w dialekcie. Nie udalo mi sie natomiast odszyfrowac jej imienia, przedstawionego jako zezenie. Imie wyrafinowane niczym przezroczysty, wieloczesciowy serwis – w odróznieniu od swojsko-wyspiarkich Marii, Barbro (Barbary), Ingrid, Martina (Marcina) czy Hansa (Jana).

elisabet-ballong.jpg

Druga – suponowana – tesknota, to tesknota za przemieszaniem sie po wodzie. Od starozytnego ”navigare necesse est”, poprzez niesmiertelnego Conrada, ”Smierc na Nilu”, ”Belkot nad Nilem” (skoro niespodziewanie w Egipcie mentalnie sie znalezlismy), po ”Trzech panów w lódce, nie liczac psa”. Na wodzie, w lodzi wiekszej badz mniejszej, stajemy sie kims innym: odwiecznym wedrowca, przybyszem, rybakiem, odkrywca. Morze rozbudza nasza wyobraznie, pozwala wprowadzic pierwiastek niewiadomego oraz oczekiwania. Taki wlasnie conradowski nastrój trwania z oczekiwaniem panuje na wyspie Barröy. Nota bene wyczytalam wlasnie, ze to podróze morskie zrobily z Korzeniowskiego pisarza Conrada – et voilá! Z Barröy morska droga prowadzi do szkoly, do kosciola, na cmentarz, do sklepu czy przetwórni ryb. Lódz zabiera banki z mlekiem, przywozi gosci, uwozi Hansa na zimowe lowisko w okolicach Lofotów. Równie dobrze jak XX wiek mogloby to byc wczesne sredniowiecze. Niestety, ksiazka chyba dotychczas nieprzetlumaczona na jezyk polski – a szkoda, poniewaz wydaje mi sie o niebo lepsza od reklamowanego ostatnio Mortena Stroksnesa i jego ”Ksiegi morza”. Stroksnes sie madrzy, zas Jacobsen opowiada pólglosem. Jak zwykle, ci subtelni i interesujacy zostaja zagluszeni…

elisabet-segel

Wlasnorecznie namalowanych obrazów uzyczyla do tego wpisu Elisabet – za co jej serdecznie dziekuje!

Dodaj komentarz