szwedzkiereminiscencje

Wystarczy zyc – Anne Tyler

In Ksiazki on 16 grudnia 2010 at 01:01

  Anne Tyler / Noah’s Compass / czyta Arthur Morey

 

Anne Tyler, dwukrotna laureatke nagrody Pulitzera, spotkalam juz wczesniej w audiobooku The Amateur Marriage. Byl tam nawet pewien polski czy tez polonijny akcent. W Noah’s Compass wystepuja Amerykanie o mniej zaznaczonej etnicznosci. Glówny bohater, Liam Pennywell, wbrew pozorom nie jest krezusem. Pieniadze nie wydaja sie odgrywac wielkiej roli w jego zyciu, do którego, jak na praktykujacego filozofa przystalo, podchodzi refleksyjnie. Wydaje mi sie, ze jest on w jakis sposób alter ego samej pisarki. Anne Tyler wychowala sie bowiem na obrzezach spoleczenstwa i do jedenastego roku zycia nie uczeszczala do szkoly. W tym czasie wytworzyl sie w niej dystans do tzw.zdobyczy cywilizacji i ten dystans pobrzmiewa w przemysleniach szescdziesiecioletniego Liama.

Milosnik statusu spolecznego / cenzusu powiedzialby brutalnie, ze Liam stacza sie po stopniach drabiny spolecznej (meandry jego zycia odslaniaja sie fragmentarycznie w formie jego mysli). Zaczynal od wykladów filozofii w renomowanej szkole, pózniej nauczal historii antycznej, nastepnie historii – w coraz mniej znamienitych przybytkach wiedzy – zeby na koniec zostac bez pracy. Na poczatku powiesci przeprowadza sie, ku zgrozie najblizszych, na przedmiescia. Jakby na potwierdzenie najgorszych domyslów zostaje napadniety we walsnym domu juz pierwszego wieczoru. Reszta ksiazki to dochodzenie do siebie i organizacja zycia w nowych warunkach. Poniewaz zycie nie znosi prózni, to wbrew poczatkowym obawom opuszczamy Liama, który nie tylko ma towarzytwo w domu, ale takze majace sens i dajace mu zadowolenie zajecie.

Anne Tyler jest mistrzynia obserwacji drobnych wydarzen, które pozornie nie ukladaja sie w calosc. Zachowala swiezosc spojrzenia i zdziwienie outsidera, któremu trudno sie dostosowac do bezdusznych regulacji i który ma odwage kwestionowac ich sensownosc. Zdziwienie nad bezsensownoscia wielu procedur jest na pewno pierwsza reakcja wielu osób. Z tym, ze wiekszosc zsocjalizowanych czlonków spoleczenstwa ukrywa swoje pierwotne reakcje – natomiast Liam Pennywell zadaje pytania, naiwny niczym dziecko. Czuje sie jakze czesto samotny – mimo formalnych wiezi w wieloma osobami. Ponadto ma wrazenie wlasnej niewystarczalnosci, poniewaz mimo dobrych checi meandry zycia nie zezwolily mu na zadne wiekopomne poczynania – ani na niwie prywatnej, ani zowodowej. Prawde mówiac po wstepie spodziewalam sie, ze nastepne siedem krazków traktowac bedzie o depresji starszego pana. Ale los bywa nieprzywidywalny i czesto, wbrew pozorom, laskawy. Liam zaczyna zupelnie sam i czuje sie opuszczony, a dane mu bedzie przezyc ozywcza przygode milosna i uspokojenie wzburzonych wód rodzinnego oceanu. Pod koniec akceptuje swoje koleje zycia – i co wiecej, dostaje niejako absolucje od najblizszych, co do których mial wrazenie, iz ich zdradzil czy tez nie spelnil ich oczekiwan. Okazuje sie, ze jest ”good enough” i ten fakt sprawia mu wyrazna ulge.

To taka ksiazka o wszystkim i niczym. Milosnikom wartkiej akcji na pewno nie usafysfakcjonuje. Tytul stanowi przeslanie autorki:

„Noah didn’t need to figure out directions, because the whole world was underwater and so it made no difference,” he tells Jonah. “There wasn’t anywhere to go. He was just trying to stay afloat.”

Skolatanych sercom niesie ukojenie: wszyscy staramy sie jak mozemy najlepiej. Wyniki moga byc lepsze lub gorsze, lecz wszystkim dane bywa tylko jedno zycie (o ile nie jest sie kotem). I trzeba to zycie przezyc, nie dreczac sie przesadnie ambicjami wlasnymi badz cudzymi. Nie ma zadnej lepszej czy gorszej drogi do wyboru. Nie ma co gonic za szczególnym sensem – samo zycie w sobie jest trescia naszej egzystencji. Nie ma kompasu, nie sekstantu, nie ma busoli. Trzeba zdac sie na samego siebie i po prostu zyc, nawigujac niczym praojciec Noe.

(Wpis dedykuje marynarzom wszystkich mórz – takze tym, którzy nie zawineli do portu po przylaldku Horn. I temu, który mial na roztrzaskanej lodzi plynac na etap nastepny, a skonczyl na Buenos Aires).

  1. O Anne Tyler słyszałam sporo dobrego, ale znam tylko adaptację filmową „Przypadkowego turysty”, która nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia.
    W Biblionetce widziałam, że bardzo wysoko oceniony jest „Święty być może” (Saint maybe) – dość dziwnie brzmi to tłumaczenie tytułu.
    Twórczość tyler wydaje się naprawdę warta bliższego poznania, co postaram się wkrótce uczynić.
    Tymczasem zaś niecierpliwie oczekuję na powieść Cecelii Ahern, którą tak zachęcająco zrecenzowałaś, że ją kupiłam. 🙂 W wersji angielskiej, z identyczną okładką jak Twoja.

  2. mam nadzieje, ze cecelia nie zawiedzie pokladanych w sobie nadziei. to taka fajna ksiazka do czytania na swieta, pod kocykiem i pogryzana pralinkami

    anne tyler konstruuje bohaterów jakby bezaradnie unoszacych sie na oceanie zycia, ale kazdy moze sie w tych na pozór biernych postaciach odnalezc. przy kulcie sukcesu milo sie czyta o symapatycznych nieudacznikach 😉

  3. Wątpię, czy Ahern dotrze do mnie przed Świętami. Czekam niecierpliwie, z góry cieszę się na tę relaksującą lekturę, a tymczasem zaczynam zaopatrywać się w pralinki 🙂

  4. Kochana Sygrydo,
    Niech Nowy Rok da Ci dużo radości i szczęścia!
    Uściski!

  5. Hurrrra, nowe zdjęcia! 🙂
    Wyraźnie z nich wynika, że byłaś w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy?
    Przekładaniec prezentuje się nader apetycznie! Na pewno był pyszny.
    Wnętrza interesujące – czy to Twoja nowa kuchnia i łazienka? Drzwi boskie!
    Zdjęcie peronu nowej stacji kolejowej w Malmö bardzo klimatyczne.

    • witaj, lirael w nowym roku! przed toba NIC sie nie ukryje – rzeczywiscie bylam w warszawie i dopiero niedawno wrócilam (stad zaniedbanie bloga). szczególnie polecam kopernika – zabawa dla dzieci w kazdym wieku! poza tym obejrzalam dwa filmy, dwa muzea (na publikacje kozyry jeszcze sie nie zdecydowalam, bo ja cenzura zdejmie albo mnie ludzie obrzuca obelgami) i jedno przedstawienie muzyczne. konfitura z dyni na przekladaniec tez mojej roboty – w stolycy mnie wysmiano jak pytalam na bazarku. wnetrza warszawskie – w SE instaluje sie raczej rzeczy praktyczne, jak zlew ze stali nierdzewnej. bo jak wymyjesz psu „podwozie” w takiej szklanej umywalce? ale mam slabosc do ladnych szkiel, wiec fotnelam. przezylam tez scene niczym z felliniego – ojciec wlasciciela mieszkania, sycylijczyk mówiacy niczym marlon brando w ojcu chrzestnym, recytowal glosno d’annunzia w oryginale. jak wspomnialam romans gabriela z eleonora duse i tamara lempicka mruknal: jedyna co COS wie. chyba komplement? 😉
      mam nadzieje, ze zarówno ty jak i twoje „vovvar” (psiury) zaczeliscie dobrze rok 2011?

  6. Dobrze, że wróciłaś!
    Początek roku jak najbardziej sympatyczny.Oby tak dalej. 🙂
    Twoja relacja ze spotkania z tajemniczym Sycylijczykiem, sobowtórem Marlona, też nastraja radośnie. 🙂

Dodaj komentarz